wtorek, 30 kwietnia 2013

Dzień 24 -25 – Los Glaciares - Fitz Roy i Lago de los Tres




Najbardziej malowniczym miejscem jest Lago de los Tres pod Fitz Royem. Niestety nie ma tam campingu i trzeba się wdrapywać dość stromym podejściem 1,5 h. Żeby zobaczyć  Fitz Roy na tle gwiazd i zaliczyć wschód słońca wyruszamy o 4:30 na spacerek.  Gwiazdy piękne, ale niestety wschód słońca za chmurami. Mżawka zapowiada kiepski dzień i wygania nas na dół.  Humor znacznie poprawia nam ptaszek zajadający się białą czekolada i makaronem z vifona. Na niektórych trochę nietrzeźwy.



Po 12:00 pogoda diametralnie się zmienia – piękne słońce.  Czarek jest twardy jak Roman Bratny i ponownie wspina się na górę, żeby  uwiecznić tę piękną górę w pełnym słońcu.  Nie wie jeszcze, że wieczorem gwieździste niebo i pełnia księżyca skuszą nas by po raz 3 tam wejść, a jemu prawie odpadną nogi.  


Noc spędzamy pod Fitz Royem – jest przepięknie, czyste niebo, księżyc oświetlający szczyty gór. Ale to co jest najpiękniejsze to mój puchowy śpiwór do minus 35. Pomimo szronu, którym jest pokryty kiedy się budzę rano zostaje on moim najlepszym „Amigo” ! Ten wyjazd zrobił ze mnie wierną fankę wszystkiego co puchowe.

Mróz zabił również baterię w Nikonie, więc wschód słońca nie został przez nas uwieczniony. Spotkaliśmy jednak fotografa z RPA, który obiecał przesłać nam zdjęcie ze wschodu na którym uwiecznił nas koczujących w śpiworach : ) 

Dzień 23 – Los Glaciares - Poincenot, Piedras Blancas







To co nam zdecydowanie dopisuje w Patagonii to pogoda. W ogóle wszystko się dobrze układa jakby ktoś zaczarował (Zosia - podejrzewam Ciebie i  magiczną bransoletkę), ale akurat pogoda jest wybitna. Zarówno w Torresach, jak i w Chalten dopisuje nam tak bardzo, że na koniec jesteśmy jakieś 8-9 dni do przodu.
To co nas zaskoczyło najbardziej w lesie to stada zielonych papug – jak się później okazało były to konury patagońskie. W życiu nie spodziewałabym się papug w tak chłodnym klimacie!  

Zaliczamy kolejny camping Poincenot. Co  noc nasz przedsionek odwiedzają zwierzaki, przeczesując rzeczy w poszukiwaniu jedzenia.  Jesteśmy już mądrzejsi o czekoladę z Torresów, więc  jedzenie chowamy głęboko.  Kiedy jest się daleko od cywilizacji czekolada nabiera zupełnie innej wartości : ) Nie ma tu może takich tłuściutkich myszy potrafiących zjeść pół czekolady na raz jak w Torresach, za to są bardziej skore do pozowania.

 Ktoś musi spać, aby pracować mógł ktoś – czy jakoś tak to było : ) w czasie kiedy ja sobie smacznie śpię, Czarek robi nocne zdjęcia. Efekt jak dla mnie cudny !


piątek, 26 kwietnia 2013

Dzień 22 – Los Glacjares - Lago Capri

Dosłownie 2h marszu od El Chalten jest bezpłatny kemping tuż przy jeziorze Capri. Barwy jesieni urzekają.   My mamy mnóstwo czasu, więc postanawiamy zostać. Poza naszym jest tylko jeden namiot. Cisza spokój i takie widoki:







Oczywiście wildlife w Argentynie nie mógł pozwolić nam na nudę. Tuż obok naszego namiotu rozgościła się rodzina dzięciołów i pukały aż wióry leciały. Nie muszę dodawać, że na mój widok nic sobie nie robiły. U nas te zwierzaki jakieś nietowarzyskie są…


Ten chyba włożył głowę w puszkę z farbą :)


 

A wieczorem Fitz Roy dał o sobie znać: