Najbardziej malowniczym miejscem jest Lago de los Tres pod Fitz Royem. Niestety nie ma tam campingu i trzeba się wdrapywać dość stromym podejściem 1,5 h. Żeby zobaczyć Fitz Roy na tle gwiazd i zaliczyć wschód słońca wyruszamy o 4:30 na spacerek. Gwiazdy piękne, ale niestety wschód słońca za chmurami. Mżawka zapowiada kiepski dzień i wygania nas na dół. Humor znacznie poprawia nam ptaszek zajadający się białą czekolada i makaronem z vifona. Na niektórych trochę nietrzeźwy.
Po 12:00 pogoda diametralnie się zmienia – piękne
słońce. Czarek jest twardy jak Roman
Bratny i ponownie wspina się na górę, żeby
uwiecznić tę piękną górę w pełnym słońcu. Nie wie jeszcze, że wieczorem gwieździste
niebo i pełnia księżyca skuszą nas by po raz 3 tam wejść, a jemu prawie odpadną
nogi.
Noc spędzamy pod Fitz Royem – jest przepięknie, czyste niebo,
księżyc oświetlający szczyty gór. Ale to co jest najpiękniejsze to mój puchowy
śpiwór do minus 35. Pomimo szronu, którym jest pokryty kiedy się budzę rano
zostaje on moim najlepszym „Amigo” ! Ten wyjazd zrobił ze mnie wierną fankę
wszystkiego co puchowe.
Mróz zabił również baterię w Nikonie, więc wschód słońca nie
został przez nas uwieczniony. Spotkaliśmy jednak fotografa z RPA, który obiecał
przesłać nam zdjęcie ze wschodu na którym uwiecznił nas koczujących w śpiworach : )