Kiedy się wjeżdża do Uyuni wygląda to jak wielki nic
pośrodku tysięcy reklamówek i śmieci. Dlatego też nie planowaliśmy tu pozostać.
Jednak po 3 dniach w jeepie potrzeba zregenerowania się wygrała, a jak się
okazało miasteczko przy bliższym poznaniu jest całkiem znośne. Trafiliśmy do
mega czystego hoteliku, gdzie panie pastowały podłogę pastą z benzyną, a w
sobotę odbywało się wielkie pranie wszystkich kocy. Ręczne.
Folklor urzeka na każdym kroku – panie w kolorowych
kieckach, skarpetach z lamy i melonikach są tu codziennością. Nieczęsto, ale
ubierają się tak nawet całkiem młode dziewczyny.
Odwiedzamy targ i jemy
ichniejsze dania, robione na straganie. Wszystko mega tłuste.
To co mi bardzo odpowiada w tej kulturze to to, że nikt nas
nie zaczepia, nie nagabuje i nie namawia. Jest to całkowita odwrotność kultury
arabskiej. Niektórzy napotkani turyści czują się niedopieszczeni i uważają,
że Boliwijczycy, Chilijczycy są nieuprzejmi i opryskliwi, ale nam tak
brak nachalności bardzo odpowiada.
pieknie - k8
OdpowiedzUsuń