niedziela, 9 czerwca 2013

Dzień 59 - 63 – Co to jest Galapagos?

To, że podróże kształcą nie muszę nikogo przekonywać, nasze wyobrażenia często mijają się o 180 stopni z tym co potem widzimy w realu.
Co do Galapagos pytań w głowie pojawiało się więcej niż zazwyczaj. Po pierwsze co w tej destynacji jest takiego wyjątkowego? Dlaczego wszyscy słysząc to magiczne słowo Galapagos są zaskoczeni naszym wyborem? Dlaczego zwiedzenie kilku wulkanicznych wysp nie może być tanie? Każdy student z Polski wie przecież, że 30km da się przejść z buta, a przy temperaturach +30 stopni spanie na plaży to przyjemność.
O tym , że nie będzie to wycieczka do Egiptu przekonaliśmy się już na lotnisku Quito. Jedna część budynku wydzielona jest tylko na loty na wyspy. Tutaj wszystkie bagaże kontrolowane są w poszukiwaniu  „obcych gatunków”. Kontrola jest płatna : ) Dodatkowa dezynfekcja samolotu nie jest może czymś wyjątkowym, ale dodaje powagi : )  Lot jak każdy inny,  jednak jak spojrzy się w dół i widzi tylko wodę,  a samolot leci leci i leci człowiek, który trochę poczytał o faunie na Galapagos zaczyna się zastanawiać. Jak do cho… te zwierzaki się tam dostały - to jest dystans nie do pokonania dla chociażby iguany czy żółwia lądowego.
Pod nami zaczynają pojawiać się wyspy. Nic specjalnego typowe wulkaniczne placki bez specjalnych przewyższeń. Inżynier z Polski zaciera ręce, da się to zrobić na partyzanta! Lądujemy pośrodku niczego, na wyspie Santa Cruz , na lotnisku wojskowym zbudowanym przez US army.  Lotnisko to jakiś mega barak stalowy. Nie wiem dlaczego byłem przekonany, że będzie to chatka z palmowym dachem jak na Hawajach. Wszyscy przylatujący od razu muszą zapłacić 100$ za wejście na teren parku (Unesco World Heritage)  : ) 


Największe wyspy archipelagu to Santa Cruz, San Cristobal i Isabela. jedziemy na drugi koniec naszej wyspy do Puerta Ayora -  miasteczka skąd odpływają rejsy na pozostałe  wyspy. I tu inżynierowi z Polski  zapala się żarówka w głowie. Już nie chce chodzić tu z buta, co więcej sceneria jest tak nie przyjazna, że raczej myśli, że nawet Grill Bers nie przetrwał by tu więcej niż godzinę. Mega ciepło, sucho, podłoże to coś w rodzaju koks/żużel. Rejony porośnięte roślinnością są tak zarośnięte, że nie ma mowy o chodzeniu poza drogą. Autobus jedzie  godzinę. Jak na miejscówkę po której rejsy wyceniane są w tysiącach dolarów jest raczej biednie. Małe wioski sklecone są ze wszystkiego, co było pod ręką. Puerto Ayora nie jest lepsze. My mamy nadzieją złapać tu rejs last minute w rozsądnej cenie.





tak wyglada pies na galapagos

Na szczęście na rozgrzewkę bierzemy sobie jednodniową wycieczkę po Sanata Cruiz. Na szczęście,  bo ona uzmysławia mi jak źle można się czuć na takiej łupince.  Szybko porzucam myśl o ośmiodniowym rejsie wokół wysp na rzecz wycieczek jednodniowych.
Pierwsza wycieczka obejmuje między innymi pływanie z sea lion’ami. Muszę powiedzieć, że jest to przeżycie jedyne w swoim rodzaju. Kasia o tamtego dnia chodzi jak zahipnotyzowana i podszeptuje z uśmiechem: „ sea lion’y, sea lion’y, sea lion’y, sea lion’y…”. Następnego dnia też pływaliśmy z lwami : ) i następnego też!
Co w tym właściwie takiego fajnego? Lwy morskie w przeciwieństwie do pozostałych zwierzaków na wyspach, które zajmują się własnymi sprawami, lubią zajmować się turystami : )  Jak człowiek wskakuję do wody natychmiast pojawia się wokół niego gromada fok, które chcą pokazać mu jak świetnie pływają, że umieją pływać do góry nogami, albo wyskakiwać z wody. Zdają się mówić: „ty może nie pływasz za fajnie, ale zobacz jak ja to robię!”. Do tego są absolutnie nie inwazyjne, są tak sprawnymi pływakami, że potrafią pływać  5cm od człowieka nigdy go nie dotykając. Pozują do zdjęć jak by były opłacane przez zarząd parku.
Następnego dnia kupujemy wycieczkę pod hasłem „ pływamy  z sea lion’ami”. Spotykamy tam dwie pary, które odbyły po Galapagos rejsy wielodniowe. Zgadnijcie co powiedzieli, że było najlepsze? Tak, tak pływanie z sea lion’ami : )











Generalnie na wyspach rzuca się w oczy, że ludzie nie wchodzą sobie w drogę ze zwierzakami,  a zwierzaki mają pełne zaufanie do ludzi. Wyspy obfitują w tak ogromny dostatek pokarmu w postaci ryb, że praktycznie wszystkie gatunki zwierzaków są tu całkowicie niegroźne dla ludzi. Nawet rekiny uchodzą tutaj za wegetarian : )
Jak do tego dodać, że większość gatunków występujących na wyspach to endemity wychodzi klimat jak z innej planety. Na przykład, gdy jemy  śniadanie na molo, gdzie leżą znudzone lwy morskie, wszędzie wygrzewają się iguany, które przystosowały się do pływania w wodzie. Do tego w wodzie przepływa płaszczka tygrysia i robi się naprawdę klimat. Wieczorem do tego samego mola przypływają stada rekinów, a sea lion’y polują na małe rybki. Ptaki morskie wbijają się w wodę,  by capnąć kolorową rybkę - tylko te rybki mają słaby żywot w tym raju : )













1 komentarz: