Kubę śpieszyłem się zobaczyć jeszcze przed zmianami, które niebawem muszą nastąpić. Dla Kasi był to powrót do, jak to określiła, długo niewidzianego znajomego.
Po milionie godzin spędzonych w
samolocie wreszcie ukazują się nam rajskie wysepki niczym z folderów. Rafy
koralowe, wszystko w turkusach. Niestety samolot pozostawia ten raj w tyle i
kieruje się w stronę czerwonej wyspy. Lądujemy w Hawanie. Lotnisko nie wygląda
źle. Podczas kolejki do odprawy przyplątuje się do nas kobieta i przeprowadza
wywiad z notesem w ręku. Skąd lot, gdzie byliśmy wcześniej, gdzie pracujemy,
jakie mamy aparaty, ile kart pamięci itd. Za 5min przychodzi do nas inny kolo z
tymi samymi pytaniami. Robi się trochę już długa ta zabawa ,ale ok. Po
odebraniu bagażu podchodzi trzeci ludek w mundurze i oznajmia, że losowo
zostaliśmy wybrani do przeszukania bagażu. Dodatkowo po raz trzeci te same
pytania. Wyciąga nasz każdy obiektyw i spisuje ogniskowe. Do tego pyta czy
sprzęt jest profesjonalny czy nie. Jak by to miało jakieś znaczenie. Ja już
trochę tracę cierpliwość, ale ok. Skrzętnie ukrywamy, że Kasia pracuje dla
obcego mocarstwa, więc na pytanie jak nazywa się ta fabryka, w której pracuje
odpowiadamy „Targówek”. Gość mówi, że teraz to on rozumie : ) no to ok. i cu!
Wreszcie na kubańskiej ziemi.
Czytaliśmy, że w ramach „przyjaźni” kubańsko-amerykańskiej wymiana dolara jest
objęta 10% podatkiem, dlatego kasę wyciągamy z lotniskowego bankomatu. Podobno
na Kubie straszny z tym kłopot. Z naszych kart da się wyciągnąć tylko CUC czyli
peso convertible. Coś jakby nasze prl’owskie bony. Kubańczycy posługują się na
zmianę CUC i peso kubańskim, które ma bardzo małą wartość. Nic z tego nie
kumamy. Po przeprowadzeniu wywiadu z kilkoma lokalesami dalej nie kumamy po co
to robią : )
Jesteśmy na lotnisku. Kasia mówi,
że taksówka do centrum ma kosztować 25CUC, że to standardowa cena i nie ma
inaczej. CUC=$ więc jest drogo, postanawiam walczyć z systemem Fidela. Pani w
informacji tłumaczy mi, że autobusy z lotniska nie istnieją i można jechać
tylko taksówką, w tej właśnie chwili za moimi plecami przejeżdża autobus
wypchany lokalesami. Na pytanie co to właśnie przejechało, pani uśmiecha się
zawstydzona i mówi, że my nie możemy jechać autobusem. OK. 1:0 dla Fidela. Przed
lotniskiem stoi gość i rejestruje wszystkie wyjazdy. Taksówka to w miarę
teraźniejszy wóz, za kierownicą cichy Bob, więc za wiele się nie dowiedzieliśmy.
Nasza kwatera to prywatny dom, który znaleźliśmy na hostelbookers.com. Fajnie
fajnie, ale na Kubie nie ma ogólnie dostępnego Internetu to jak to jest? Potem
gospodyni wytłumaczyła nam, że Internet jest w niektórych hotelach i chodzi
codziennie sprawdzać pocztę. Czyli każdy Kubańczyk ma dostęp do netu czy tylko
partyjni? W końcu net to 10$/h? Trzeba doczytać!
Hospedaje jest super, gospodyni
przemiła. Wszystko nam wytłumaczyła – co, gdzie i jak. Śniadanie dostajemy
przeogromne, że świeżymi owocami, tostami itd.
Temperatura w pomieszczeniach przekracza 31 stopni, więc baz klimatyzacji nie idzie wytrzymać. Moim najlepszym przyjacielem staje się prysznic. Wieczorem z polecenia idziemy do „najlepszej” knajpy w Hawanie „Los Nardos”. Kolejka przed wejściem, mówi sama za siebie. Wszyscy cierpliwie czekają - lokalesi i turyści. W środku piękne wnętrza, świetna obsługa i muzyka za żywo. Mile zaskakuje rachunek - można tu spokojnie zjeść super obiad za 5-7$, a porcje są ogromne. Do tego drinki z „havana club” ! Takie cuda tylko w Hawanie!
Temperatura w pomieszczeniach przekracza 31 stopni, więc baz klimatyzacji nie idzie wytrzymać. Moim najlepszym przyjacielem staje się prysznic. Wieczorem z polecenia idziemy do „najlepszej” knajpy w Hawanie „Los Nardos”. Kolejka przed wejściem, mówi sama za siebie. Wszyscy cierpliwie czekają - lokalesi i turyści. W środku piękne wnętrza, świetna obsługa i muzyka za żywo. Mile zaskakuje rachunek - można tu spokojnie zjeść super obiad za 5-7$, a porcje są ogromne. Do tego drinki z „havana club” ! Takie cuda tylko w Hawanie!
Oczywiście Hawana jest w top 10
każdego fotografa z powodu starych amerykańskich samochodów. To będzie straszne
miasto, jeśli za 5 lat kubańczycy zamienią je na hundayie czy sangyongi L. Stare cadillaci nie
są tylko na pokaz na starówce. Wozi się nimi wszystko i wszędzie nawet na
prowincji.
Nie jestem fanem miast, ale to
mnie naprawdę urzekło. Ten klimat czasu, który stanął w miejscy w latach
60tych. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak bogate była Hawana w tamtych
czasach. Podczas naszej codziennej drogi pod Kapitol mijaliśmy budynek
niegdysiejszego hotelu New York. Ogromny gmach z zamurowanymi oknami. O dawnej
świetności przypomina jedynie logo NY wtopione w chodnik przed budynkiem nadal
wygląda drogo : )
Nasz pobyt na Kubie oczywiście przepełniony
był mieszanymi uczuciami. To, co dla fotografa jest interesujące dla
Kubańczyków jest powodem do wstydu. W 50cio letnim wozie nie da się ukryć, że
jest pozlepiany z części z łady… Miasto jest w strasznym stanie, chociaż trzeba
przyznać, że bardzo dużo budynków jest właśnie odrestaurowywanych. Nie można
nie wspomnieć o parku Lenina, muzeum rewolucji i wszędobylskiej podobiżnie
niezłomnego Che Gewary.
Efektem mieszania się bogatych
turystów, którzy muszą za wszystko płacić w CUC i lokalesów płacących w peso
kubańskim, jest mega wysyp cwaniaków próbujących oszukać na wymianie pieniędzy,
albo wcisnąć turystom fałszywe cygara.
To z czego Kubańczycy mogą być
naprawdę dumni to, to jak wyglądają. Kasia wniebowzięta, po dwóch miesiącach
patrzenia na liliputy wreszcie prawdziwi faceci. Europejczyk po 7dmiu latach na
siłowni nie ma szans wyglądać jak co drugi Kubańczyk. Normalnie po jednym dniu
spędzonym w jakimś miejscu byliśmy opatrzeni i raczej nic nas nie dziwiło. Stare
amerykańskie wozy przestałem zauważać dopiero trzeciego dnia, do kubańskich
dziewczyn nie zdążyłem się przyzwyczaić : ) dobrze, że w Warszawie jak wrócimy
będzie lato!
Komunizm na Kubie to jakiś dziwny twór. No bo jak to zrobić, żeby jednocześnie turyści mogli sobie kupić co chcą (patrz produkty koncernów z obcego mocarstwa), i jednocześnie wmawiać bojkot tych produktów Kubańczykom. Efektem są dwa rodzaje sklepów. Takie „Pewex” dla turystów, gdzie kupuje się za CUC (jest strasznie drogo) i sklepy dla lokalesów, gdzie nic nie ma. Kubanczycy goszczący turystów mogą wynajmować maksimum 2 pokoje (i od każdego co miesiąc musi zapłacić państwu haracz rzędu 150-200 CUC za pokój). Za nielegalne goszczenie obcokrajowca można dostać kare pieniężną do 1000 CUC, a nawet stracić prawo do lokalu, w którym się mieszka Nie mniej jednak my wróżymy rychły koniec systemu i to na zasadzie naturalnej ewolucji nie kolejnej rewolucji : )
W sklepach za CUC niby wszystko
jest, ale jak skończyła się nam pasta do zębów to w żadnym sklepie nie mogliśmy
jej dostać. Nasz gospodyni wytłumaczyła, że w tym miesiącu nie ma pasty, a w
innym nie będzie papieru toaletowego itd. Takie uroki.
znowu wyczerpujacy opis czaro - jakbym byla na kubie :) k8
OdpowiedzUsuńGenialne fotki ulic....pzdr
OdpowiedzUsuńno tak mi mówcie :) zasłużyliście na rum z Hawany :)
OdpowiedzUsuńHavana boska jest :) A na waszych fotkach jak zywa ;) Jesli natomiast o rum z Hawany chodzi, to o ile nie lecicie prosto do Wawy, to tylko w glownym bagazu... nasz rum z wolnoclowki odebrany brutalnie zostal przez obsluge lotniska w Paryzu, gdyz 'zabezpieczenie towaru nie spelnialo norm EU'. mam nadzieje, ze mieli mega kaca ;) wracajcie juz! wystarczy tych wakacji ;)
OdpowiedzUsuń